sobota, 5 stycznia 2013

Sylwester

Dla większości osób 31 grudnia to czas podsumowań,postanowień,rozliczenia z tym co minęło...no i szampańskiej zabawy...i fajerwerków! My ostatni dzień w roku zaczęliśmy-a jakże by inaczej-od wizyty u weterynarza :) W niedzielę skończył się antybiotyk-i jak może już zauważyliście-Frodo ma zadziwiający dar chorowania...jak wszystko pozamykane-nocą,w weekend,święta-lepiej za wczasu pokazać go lekarzowi,lepiej dmuchać na zimne... A w przychodni tłok! Ludzie z psami,kotami,królikami-i ludzie bez zwierząt! Królik na skrócenie zębów,koty na różnorakie schorzenia-a psy...psy po coś na uspokojenie,bo ta magiczna noc,to dla nich piekło-huki,błyski;mało który się nie boi-to chyba wyjątki od reguły. Czekamy w kolejce,Frodo zainteresowany wszystkimi pacjentami-i zdziwiony-"jak to,ja muszę czekać? ". Wychodzimy na chwilę na dwór,robi co musi, zagląda w różne zakamarki-za choinki,pod kłujące gałązki... I jak przystało na jamnika-pięknie się lansuje-a my cierpliwie opowiadamy zainteresowanym jego historię :) Wchodzimy do gabinetu, Pani doktor bada małego,robi USG...i mówi,że jest lepiej-ale jeszcze nie jest dobrze,obraz nie jest klarowny... Zapada decyzja-trzeba zmienić karmę na specjalistyczną,taką,która rozpuszcza kryształki...dostajemy próbki,po Nowym Roku do kontroli-z moczem do badania...Odstawiamy sedalin-lek,który powodował osowienie małego-Frodo spał po nim długo-kilka godzin. Zastanawiam się jak mały zareaguje na hałasy-tym bardziej,że piętro niżej będzie zabawa sylwestrowa-nie obejdzie się bez petard,fajerwerków :( Wychodzimy na spacer-spotykamy organizatora zabawy,pyta czy nie mamy czegoś na uspokojenie dla psów (ma dwa swoje). Ja ze swej strony pytam,czy mogliby strzelać kawałek dalej-za domem,tłumaczę,że psy się boją-ok nie ma sprawy,przejdziemy na polną drogę. I o północy miła niespodzianka-huków prawie nie słychać,a w dodatku trwają może z 3-5 minut? :) Ale wcześniej,o 17 duże psy wychodzą z dzieckiem (każdy osobno). Hades-nie boi się petard,może gdyby wystrzeliła mu pod łapami-wtedy mógłby spanikować. Drugi wychodzi Tolek-i nagle gdzieś daleko słychać huk-jedna,druga,trzecia petarda. Lecę na dwór-przecież on się boi! Na szczęście dziecko przytomne-nie wypuściło z ręki smyczy,hamowało ciałem (ważą tyle samo)...w świetle latarni widać,że Tolo wskakując w pole zrobił sobie coś w łapę-sprawdzam-na szczęście cała,nie złamana-ale i tak musi go bardzo boleć,bo nie chce iśc. Co zrobić? Biorę go na ręce,niosę do domu-i jeszcze raz sprawdzam łapkę-zwichnięta? nie jestem pewna,kładę go na łóżko-leży i patrzy takimi smutnymi oczkami-ale on już taki jest,że choćby nie wiem jak bolało,to nie będzie piszczał-twardziel z niego-prawdziwy facet. Na dworze cicho-idę z Frodem. Mały zasuwa radośnie,załatwia się-i nagle-BUM! Frodo chce uciekać,ciągnie przed siebie-byle dalej od hałasu...uspokajam,mówię "nie bój się mały,nic się nie dzieje"-ale to już koniec spaceru-Frodo zawraca,idziemy do domu. Później,kiedy -chyba dzieciaki-strzelają,mały jest niespokojny,wskakuje na ręce-ale z czasem przestaje reagować na hałasy,zaczyna bawić się z Hadesem-a wtedy już żadne fajerwerki nie są w stanie go wystraszyć-w końcu jest z dużym kumplem :) O pierwszej wstaje Tolo-idzie ostrożnie napić się wody, przychodzi sie potulić-na dworze już cicho-idziemy na chwilę na dwór-już jest dobrze. Później wychodzę z Frodem-i pomimo tego,że gdzieś z oddali słychac strzały-on woli tropić i gonić koty :)
W tym miejscu chciałabym życzyć wszystkim-szczęśliwego Nowego Roku,zdrowia,spełnienienia marzeń, abyśmy każdego dnia potrafili znaleźć chwilę dla siebie,żeby wszystkie nasze futerka każdy dzień witały i żegnały z uśmiechem!