piątek, 4 stycznia 2013

święta...

Wiadomo,że w Polsce świeta zaczynają się w Wigilię-od szału w kuchni i paniki w oczach (zdązę/nie zdążę) :) U nas nie było inaczej-i chociaż domownicy coś tam przebąkiwali,że to i owo można kupić-zgromiłam ich wzrokiem-phi! też mi wymyślili! kupić! kupić-to ja mogę...pierogi ruskie,a nie te jedyne w swoim rodzaju-z kapustą i grzybami(sama zbieram,suszę-i choć szczerze nie lubię ich jeść-to w ten magiczny czas...uwielbiam :P ) Co prawda zrezygnowaiśmy z kilku czasochłonnych wariacji...i uznaliśmy,że test białej rękawiczki nie jest w tym czasie najważniejszy :) Frodo usilnie stara sie pozbyć cewnika-duże psy wyją w drugim pokoju...Ale mały załatwia sie ładnie...tylko śpi pół dnia po lekach-a ja co chwilę sprawdzam,czy on żyje...W końcu pozwalam przyjść dużym-tęsknią za mną,odkąd mały źle sie poczuł prawie mnie nie widują...A jakie grzeczne się zrobiły! Od rana wydzwaniam po weterynarzach-tak na wszelki wypadek-żeby wiedzieć gdzie z małym jechać po ratunek-znajduję,uspokajam się. Dzwonię też do kliniki,w której był operowany,opowiadam wszystko,jak na spowiedzi,obiecuję wysłać mejla z wynikami badania moczu i listę leków...już nie muszę czekać na płytę z ćwiczeniami-już nie będzie potrzebna :) Mogę też powoli wydłużać małemu spacerki:) Nie ma mrozu-idziemy na dwór! Frodo pędzi przed siebie-i ani myśli wracać do domu :D zabawnie wygląda w kołnierzu-dzieci patrzą i..."o ja cie! kosmita!" W domu-mały wędruje na swoje miejsce,zasypia,a ja zakasuje rękawy-cieszę się-bo wychodzi na to,że zdążę na 19 ze wszystkim! Dziecko ubiera choinkę-futerka dzielnie pomagają-Tolo kładzie się na światełkach,Frodo z Hadesem kradną bombki-no...tyle piłeczek na jakieś głupie drzewko??? Później idą w czwórkę ogarnąć mały pokój,ja ścieram kurze u siebie...wyciągam wielką patelnię-będę ryby smażyć,pstrąg dochodzi w piekarniku,odpalam gaz,nalewam olej-i czekam aż się rozgrzeje...czekam i czekam...zaglądam pod patelnię-a tam ciemno! Sssszlag!!! Gaz się skończył?! teraz???! patrzę na zegarek-17...dzwonię do zaprzyjaźnionego dostawcy gazu-a on pęka ze śmiechu-od rana czekał na tel ode mnie-to już tradycja z tym gazem :( Mówi,że za pół godzinki u niego kolacja-ale mogę przyjechac po butlę-więc pędzimy w ten magiczny wieczór-tu i ówdzie widać przez okna rodziny dzielące się opłatkiem...a my??? no cóż... Wymieniamy butlę na nową-w końcu mogę zabrać sie za ryby...w dużym garnku zagotowuję wode-na pierogi :) siekam cebulkę-w między czasie odwiedza nas tajemniczy gość-u mnie w domu zwany Dzieciątkiem... Frodo dostaje swoją kolację-makaron z kurczakiem i marchewką-makaron w ząbki kłuje... Przebieramy się odświętnie-o 20 zasiadamy do kolacji-najpierw opłatek,życzenia...Futerka też dostają po kawałku...kolendy,leniwe rozmowy-i w końcu...prezenty :) Dla każdego coś miłego-ja i młody jesteśmy molami książkowymi-aż nam się oczy śmieją do stosiku nowiuśkich,pachnących książek,futerka-smakołyki i zabawki-nie wiem co wola bardziej? Boże Narodzenie-totalny luz-nikt nigdzie sie nie śpieszy,nikt nic nie musi,jest czas na wszystko...na dłuższe spacery...na zabawę i mizianie psów...szkoda,że ten świąteczny czas tak szybko mija :(
I tylko Frodo taki smutny...i śpi dużo,bardzo dużo... W środę mamy ściągnąć cewnik-może wtedy poweseleje? Chociaż boję się,że bez cewnika pojawią się kłopoty z siusianiem...No,ale lekarz go obejrzy,zrobi USG-i powie co dalej... Kiedy ja się tak zamartwiam i rozmyślam-Frodo późnym wieczorem poprzedzającym dzień wyciągnięcia cewnika znika mi na minutę-dwie? Byłam pewna,że poszedł spać na swój materacyk w kuchni-a on wraca w podskokach,dumni jak paw i taaaki szczęśliwy! A spod niego coś wystaje,wisi...szlag! cewnik! Frodo łobuzie coś ty narobił? i jak??? kołnierz miał ci uniemożliwić pozbycie się cewnika! Echhh...no dobrze,pokaż się-wszak cewnik był złapany jednym szwem-lepiej odetnę,bo jeszcze wpadniesz na pomysł i wyrwiesz go sobie-ale za karę cały następny dzień bedziesz jeszcze kołnierz nosił