czwartek, 13 grudnia 2012

Dzisiaj będzie o Tolusiu :)

To najprawdopodobniej pierwsza fotka Tolesława u mnie. Trafił pod mój dach 11 listopada 2011-poznaliśmy się wcześniej-śmiem twierdzić,że to On mnie wybrał. Że żółty pies,którego spotykaliśmy na spacerach z Hadesem-to był właśnie Tolo! Później czarował, czarował iii doprowadził do tego,że zaczęłam przychodzić do psów w fundacji. Im dłużej tam chodziłam,tym bardziej myślałam żeby dać DT albo DS jakiemuś psiakowi-tylko nie umiałam wybrać-Cziko,Roko,Emir,Max...dużo ich tam. Tolo był inny niż wszystkie-nie biegał,załatwiał się,stawał koło mnie-żeby go miziać,czesać,przytulać-lizał po rękach,jak mu się udało-to po twarzy,zaglądał w oczy...i wzrok miał taki smutny...Zamykany do kojca szczekał-od tego szczekania mój syn nazwał go "szeryfem". Jak zdradziłamw domu,że myślę o tym,żeby przygarnąć któregoś z psiaków-syn aż pisnął z radości-"mamuś,weźmy szeryfa!". Weszłam na stronę fundacji,zaczęłam czytać o Tolku-łzy ciekły po twarzy-i już wiedziałam-Toluś będzie u nas...jeśli fundacja się zgodzi. Na początku wzięłam go na DT-z myślą,że jak jego pan wróci-to Toluś znów zamieszka z nim.
Miałam tylko jeden problem z Tolem-nie chciał jeść :( jadł jak go karmiłam z ręki-myślałam,że to przez zmianę miejsca zamieszkania,stres,że mu minie. Zgłosiłam w fundacji-nie panikuj,jak je to jest ok,zobaczysz,owinie Cię sobie wokół palca,rozpieszczasz go.On nie jest pazerny na jedzenie,jak zgłodnieje-to zje...Ok-nie znam się,może tak jest-ale nadal karmię z ręki. A on je coraz mniej-kupuję mięsną puchę,mieszam z suchym-je. Gotuję rosołek z ryżem-z trudem,ale je. Zgłaszam regularnie,że z nim coś nie tak,że schudł. W końcu nie wytrzymuję,biorę Tola-idziemy do fundacji-on już nawet kiełbaski nie chce,słaby jest-ja chcę do weterynarza!!! Jedziemy na następny dzień-wet patrzy na mnie jak na bandytę-może myśli,że głodzę psa? Robimy badanie krwi,Tolo dostaje zastrzyk,wracamy. W domu po zastrzyku Tolo znów je-to sterydy na pobudzenie apetytu. Patrzę na następny dzień-osz...k...a!!! Coś mu na szyi wyrosło-gula wielka się robi!Zgłaszam w fundacji-fundacja dzwoni do weta-pokazać sie jak będą wyniki badania krwi. Czekamy-siedzę i płaczę nad Tolem,błagam,żeby jadł. Kolejna wizyta u weta-już są wyniki badania krwi-wet w końcu patrzy na mnie jak na człowieka,bo wyniki są ok. Tolo dostaje kolejny zastrzyk i encorton.
Je-ale ta cholerna gula ciągle rośnie-dostaję od fundacji nr tel do weta-dzwonię, umawiam się na wizytę-pędzimy,bo Tolo nadal słabnie-i po oczkch widać,że cierpi
Wet ogląda Tola-dotyka guli...słyszę słowo "RAK" i właściwie niewiele więcej do mnie dociera-jeszcze,że może żyć 3 mies-góra pół roku,żeby zastanowić się nad eutanazją... W domu dosłownie wyję nad Tolem-i kłócę się z Bogiem-bo jak to??? tyle przecierpiał w życiu i teraz co? tak po prostu mam pozwolić mu odejść??? dlaczego??? to nie-spra-wie-dli-we!!! nie zgadzam się!!! Rozmawiam z TZ-jak będzie trzeba weźmiemy kredyt i będziemy walczyć,nie poddamy się i zrobimy wszystko co w naszej mocy,żeby czas,który mu pozostał był najlepszy w jego życiu. I chociaż słyszymy,że to nie odpowiedzialne, że zaspokajamy własne ambicje,że powinniśmy pozwolić mu odejść-głusi na wszystko jedziemy do weta,mówimy co postanowiliśmy,chcemy namiary na jakąś klinikę. I nagle mój TZ mówi "ja nie chcę się wymądrzać,ale widziałem coś podobnego u innego psa,wet przebił gulę-to była ropa...może spróbować i u Tolka?" Wet myśli chwilę-mówi,że można spróbować. Wbija strzykawę-ciągnie...i mówi.."chyba miał pan rację" ściągamy i ściągamy-Tolo jest super grzeczny,dużo tej ropki :( Ale po powrocie do domu-Tolo je! sam! jeszcze parę razy jeździmy na ściąganie,Tolo dostaje leki (teraz już nie pamiętam jakie),tabletki ładnie zjada,gule smarujemy wódeczką-rozgrzewająco
działa,widzę,że wracają mu siły-już nie jest śpiącym Tolem-zaczyna się bawić z Hadesem,zaczynam wierzyć,że będzie ok.
Umówieni na ostatnia wizytę kontrolną obserwujemy jak żeberka pokrywają się mięskiem,jak Tolo z dnia na dzień wygląda lepiej,jak siły mu wracają-i nagle-szlag! awaria centralnego-nie mamy wody,kaloryfer działa tylko w kuchni i u mnie w pokoju-łazienka,pokój dziecka-po -11 stopni :( zgłaszamy gdzie trzeba...to juz inna historia-trwała ponad miesiąc,nie było jak ruszyć się z domu,z wetem kontakt tel prawie codziennie...mówię,że wydaje mi się,że ropka znów się zbiera,że je,bryka-obserwować,smarować,masować. Pewnego ranka-gula sama pęka,ropka wycieka-dezynfekuję, opatrunek jałowy zakładam-w domu pełno hydrauliów-dzwonię do weta-obserwować. Od czasu awarii nie chodze do fundacji-teraz siedzę i pilnuję Tola-a on jakby w niego nowe życie wstąpiło!!! Oczka się śmieją,mordka uchachana od ucha do ucha,chodzi za mna krok w krok,Hades wylizuje mu szyjkę-jest dobrze,już wierzę,że Tolo będzie z nami do końca swoich dni-już zdrowych!
Śmiejemy się,że Ten Na Górze podarował mu nowe życie-Tolo czasami zachowuje się jak szczeniaczek-biega,skacze,bryka :) uwielbia biegać przy rowerze,jeździć autem,bawić się piłką. Nie toleruje kotów-zwłaszcza małych-nigdzie,dorosłe mu nie przeszkadzają-ale w domu być nie mogą jeśli im życie miłe. Puszcza bąki,chrapie,mlaska przy jedzeniu i siorpie przy piciu.Rozpycha się na łóżku.Pluje mi na okna.Boi się burzy-jak nas złapała niosłam na rękach moje przerażone 40kg. Ma krzywą mordkę. Nie ma wszystkich zębów. Jest wyjątkowy, Jest kochany. Jest mój!!!! Kocham go bardzo-za to,że jest i będzie z nami jeszcze długie lata. I dziękuję tym,którzy o niego walczyli-oczywiście-dogomaniacy ;) kto chce-tutaj wątek Tolesława-mojego Mięśniaczka,Maleństwa, Kaloryferka http://www.dogomania.pl/forum/threads/115683-Tolek-znowu-u-Wiosny-potrzebne-wsparcie-na-karme!!