piątek, 7 grudnia 2012

O tym jak przez łobuza prawie zawału dostałam

Mały Frodo nie pozwala mi się nudzić-wczoraj położyłam się spać około 2-po 5-10 minutach mały zaczął popiskiwać,biegać,tuptać-jak nic chce na dwór...Ok,wstaję,zakładam na bose stopy adidasy,zarzucam na się kurtkę-mały z radości kręci się wkoło jak bączek. Kucam,żeby zapiąć smycz-Frodo,jakchcesz iść to siedż chwilę spokojnie,nie będę cię gonić :) Frodo grzecznie siada i zagląda w oczy,czy dobrze robi,czy jest grzeczny-na szczęście w kieszeni jest małe co nieco w nagrodę :) Wychodzimy-śniegu po kostki (ja) i po brzuszek (Frodo). Chodzimy z 10 minut-mały wysiusiał się kilka razy-zawraca-pewnie mu się kupki nie chce-wszak nie zawsze musi się chcieć,prawda? W domku napił się wody i powędrował do siebie. Rano pobudka o 7-najpierw Frodo,później duże psy,śniadanko-brzuchy pełne,towarzystwo poukładało się,więc zasuwam do piwnicy-w piecu trzeba palić! Wracam za 20-30 min-duże psy leżą u mnie na łóżku,a Frodo? no właśnie! GDZIE JEST FRODO???!!! Szukam wszędzie-na łóżku,pod łóżkiem,za kanapą,pod ławą,za ławą...w kuchni-nigdzie nie ma małego! Ale jak to???? Przecież był-drzwi od pokoju otwierać nie umie-więc do cholery musi być! wołam Frodo,Froduś łobuzie mały gdzie jesteś? zaglądam pod fotele,za fotele...nie ma! O matko,chyba zawału dostanę-wyparował??? Siadam,myślę...patrzę przed siebie-i co widzę? Widzę moją skrzynkę-taką do auta,na zakupy...ale...zaraz,zaraz-jak wychodziłam to na 100% nie było w niej tego kocyka! Podchodzę,zaglądam-wystaje koniuszek małego czarnego noska! Do zdjęcia trochę odsunęłam kocyk-nawet na mnie nie spojrzał dziad mały-chrapał w najlepsze :D
Zostawiłam mu ten kocyk,na spód położyłam inny-będzie mu cieplutko. Cały dzień tam wchodzi jak chce mu się spać. Czekam na list-z wynikami małego,zaleceniami-w zasadzie powinien już dzisiaj być...ale może śnieg zatrzymał listonosza? Kto wie. Dzwonię do wet-mówię,że trzeba ściągnąć szwy,że mały po operacji takiej to a takiej,mówię gdzie i co słyszę? "Proszę jechać do tego lekarza,który operował" ?! Tłumaczę,że to daleko-nic z tego :( ok,dzwonię do następnego i następnego i kolejnego-wszędzie to samo-czasami nie bo nie... W końcu dodzwaniam się do Pani wet-i słyszę "proszę przyjechać,nie ma na co czekać,skoro szwy powinny być ściągnięte 30 listopada,to mogą zacząć się ślimaczyć". Ucieszona piszę do jednego z Dobrych Aniołów sms-oddzwania,pyta czy coś złego się dzieje. Uspokajam,wszystko ok,przy okazji zaopatrzę się w tabletki na odrobaczenie-dla całego futrzatego towarzystwa. Anioł pyta do którego weta jadę,doradza innego,mówi,że to najlepszy jaki jest-nawet nie dzwonię,jadę. Dziecko zostaje z pozostałą dwójką i piecem-duże jest-da radę. Mgła okropna-prawie nic nie widać,wloką się kierowcy,wleczemy się i my. Wchodzimy do weta-mały wcześniej nasiusiał na krzaczki. "Dzień dobry,my na ściągnięcie szwów,mały po operacji...itd" Dobrze,proszę położyć go tutaj. Mały trzęsie się jak osika-z zimna? ze strachu? Przytulam, miziam,uspokajam. Frodo zagląda co Pani mu robi-ale nie wierci się,nie kręci. Pani mówi,że ślicznie zagojone,spryskuje jeszcze białą pianką,pyta czy mały chodzi-no bo na kozetce tylko główką rusza. Stawiam go na podłodze-on najpierw niepewnie robi kilka kroków,niucha...po chwili bryka. Pani przygląda się bacznie i mówi "JEST DOBRZE, A NAWET BARDZO DOBRZE" :D :D :D :D Proszę o wypisanie faktury,podaję dane,Pani pyta o NIP...szlag! nie mam!!! Wet szybciutko myk myk-w internet-jest fundacja-ja w tym czasie dzwonię do Drugiego Dobrego Anioła-KRS powinien wystarczyć-mówią jednocześnie. Pani siedzi nad bloczkiem do faktur...i pyta czy fakura jest konieczna? yyyy-moja odpowiedź nie jest zbyt inteligętna. A Pani wet mówi "To będzie mój prezent dla małego" :D dziękuję bardzo-wszak Frodo choć mądry i kochany mówić nie potrafi-za to wciska łebek Pani do miziania-zagląda w oczy...no kto by go nie pokochał??? Szybciutko ważymy małego-powoli dobija do 9kg,zakupujemy tabletki na odrobaczenie-dla Froda 1 sztuka,dla Tolusia 4 (bo waży z 40 kg),dla Hadesa 3. Jeszcze raz dziękujemy,pytamy czy będzie możliwość wyrobienia książeczki zdrowia-nie ma problemu.
Wracamy do domku-mały w aucie grzeczny-kładzie się i śpi spokojnie. W domu podajemy tabletki-Hades zjada bez problemu-jako nagrodę za wykonywanie poleceń (kochane psisko-zje wszystko co mu dam); z Tolem tak łatwo nie pójdzie-zawijamy tabletki-każdą z osobna oczywiście-w mięsko,zjada i zagląda,żeby jeszcze dostać,a Frodo? Ech...cwaniak mały-mięsko zjadł,tabletka została, maziam w paszteciku-wylizuje,tabletkę zostawia-i zagląda słodko w oczka-osz ty! nie chcesz po dobroci-zjesz i tak-otwieramy paszczę,wkładamy tabletkę,paszczę trzymamy,żeby nie wypluł-broni się,nie chce-po chwili wydaje się,że połknął :) puszczamy-mały odchodzi i patrząć prosto w oczy wypluwa tabletkę!!! Powtarzamy operację jeszcze raz...tym razem z oporami wielkimi,ale połyka-to dla Twojego dobra maluszku :)